Kiedy pierwszy raz wiele lat temu zetknąłem się z prowokatywnością w pracy z drugim człowiekiem, wiedziałem, że to coś dla mnie. Byłem pod ogromnym wrażeniem mocy, kreatywności, naturalności i różnorodności tej metody. Sesja, której doświadczyłem wyglądała jak normalna rozmowa, a nie mniej lub bardziej sztywny schemat, w którym wychodzimy od A, dochodzimy do B, by zakończyć w C. I nie zrozumcie mnie źle – nie mam nic przeciwko tradycyjnym formom coachingu, także ich używam z powodzeniem w swojej pracy i one też jak najbardziej działają. Prowokatywność była jednak czymś ożywczym i dużo bardziej spójnym ze mną.
Wiedziałem, że chcę pracować w ten sposób. Zacząłem więc podglądać mistrzów – szczególnie ojca prowokatywności, Franka Farrelly’ego, uczyć się, jak to robić i następnie używać tego podejścia w pracy z klientami. Kilka lat później poznałem siostrę improwizację. Dlaczego siostrę? Bo uważam, że metoda prowokatywna i improwizacja sceniczna to rodzeństwo, które łączy to samo DNA postaw, podejścia oraz technik.
Fundamentem zarówno impro jak i prowokatywności jest coś, co najlepiej podsumowuje określenie „tu i teraz”: bycie w 100% obecnym w danej chwili, bez planu, oczekiwań i analizy, za to z pełną uwagą skierowaną na to, co się w tym momencie dzieje i na partnera, który jest na przeciwko. Jest to niezwykle istotne na scenie, kiedy w dwie osoby (a czasem liczniej) wychodzimy na jej środek – bez przygotowania i jakiegokolwiek scenariusza. Ktoś z nas rozpoczyna wymyślonym na poczekaniu pomysłem – wypowiedzianym głośno tekstem, często też okraszonym gestem, a druga osoba „podejmuje tę grę” zgadzając się na to, co jest (konkretną sytuację, temat, bohatera i kontekst sceny) i rozwijając akcję naprzód. W pracy prowokatywnej jest podobnie – jestem jako coach maksymalnie „tu i teraz” razem z klientem, obdarzając go pełną uwagą i instynktownie, intuicyjnie reagując zgodnie ze swoim wyczuciem i emocjami, które ta praca we mnie budzi. Operuję humorem, przerysowaniem, wyolbrzymieniem, absurdem, a nawet ironią. Zawsze z dużym ładunkiem życzliwości. Jestem nieustannie w żywym i dobrym kontakcie z klientem, niczego nie planując, ani nie mając (jako coach) żadnego konkretnego celu. W ten sposób towarzyszę drugiemu człowiekowi w drodze do JEGO rozwiązań.
Improwizacja i stosowane w niej techniki niesłychanie pomagają w rozwinięciu otwartości na tę chwilę obecną, elastyczności w reagowaniu, spontaniczności oraz ćwiczeniu uważności na emocje, gesty i słowa coachingowego klienta.
Kolejną kluczową maksymą w improwizacji jest „tak i…”, a właściwie „tak, i co z tego wynika”? Bo dobra improwizacja to nieustanna próba łączenia improwizowanych kwestii oraz wątków w jedną jak najbardziej spójną całość, zazębiając akcję jak suwak. Akceptujemy to, co się w tej chwili dzieje na scenie, bohaterów, ich relacje i staramy się następnie rozwinąć sytuację oraz pójść RAZEM dalej. Bardzo więc istotne jest to, by podążać za swoim scenicznym partnerem, wyczuwać go i starać się zrozumieć jego intencje. A żeby druga strona zrozumiała nasze intencje, musimy się jasno i precyzyjnie komunikować – zarówno w warstwie werbalnej jak i niewerbalnej, kiedy chcemy by nasz gest był przez drugą stronę odczytany trafnie. Przykład gestu, czynności? Proszę – są zasadnicze różnice między zamiataniem szczotką podłogi, a grą kijem w hokeja… i należy je precyzyjnie pokazać, by partner zrozumiał, co robimy.
W coachingowej pracy prowokatywnej jest podobnie – jako coach czekamy na „kwestię” klienta i w pełni akceptujemy to, co się pojawia („tak i…”). Po chwili na podstawie tego, co przed momentem padło, z humorem i życzliwością stawiamy mu prowokatywnie serię wyzwań, które są związane z tym, co powiedział (a więc „tak, i co z tego wynika dla Ciebie i Twojej sytuacji?”). Klient na to reaguje, coach z kolei reaguje na jego odpowiedź i tak trwa ten improwizowany, prowokatywny taniec, który prowadząc do zmiany wytrąca osobę, z którą pracujemy z utartych schematów myślenia, odczuwania i działania.
Umiejętności improwizacyjne sprawiają, że podążamy za klientem w dużo bardziej naturalny, spontaniczny i kreatywny sposób, mamy większe możliwości zachowań oraz większą śmiałość w ich stosowaniu.
Improwizacja wreszcie znakomicie potrafi „wyłączać głowę”. Myślę, że generalnie mamy tendencje do zbytniego analizowania, przygotowywania, zastanawiania się, wyboru opcji… szczególnie jako coachowie pracujący odpowiedzialnie i profesjonalnie z klientami. W improwizacji po prostu nie ma na to czasu! Trzeba działać intuicyjnie, polegać na emocjach, wyczuciu i tym, co przychodzi do głowy oraz ciała „w tym właśnie momencie”, kiedy jesteśmy z partnerami na scenie. Jeśli rzeczywiście się na to otworzymy i wyłączymy analizę, zwykle wtedy improwizowane wybory sceniczne bywają najtrafniejsze.
Podobnie w coachingu prowokatywnym. Jako coach z uwagą odpowiadam na to, co mówi i jak zachowuje się klient. Im bardziej w takiej sytuacji pozwalamy sobie naturalnie, zgodnie z naszymi emocjami reagować, tym lepsze są nasze wybory coachingowych interwencji i tym bardziej jest to pożyteczne dla klienta. Ta praca opiera się na dobrym kontakcie z drugim człowiekiem i intuicji. Oczywiście jesteśmy świadomi szerokiej gamy narzędzi i technik prowokatywnych, które możemy wykorzystać, natomiast kluczem do ich użycia powinny być nasze emocje, wyczucie i spontaniczne riposty, dzięki którym sesja będzie płynniejsza i dla klienta owocniejsza.
Improwizacja niezwykle skutecznie pomaga wyrobić w sobie taką postawę do drugiego człowieka i budzić odpowiedni stan „niemyślenia”, który objawia się wysokim natężeniem uważności i otwartością na to, co do nas przychodzi.